wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 01

DEDYKACJA dla mojej koleżanki Danieli (Angeli). Mam nadzieję mała, że Ci się spodoba :). Jeszcze raz dziękuję Ci za te pyszne lody własnej roboty :D. Do jutra maleńka :)

~*~

Spacerowałem powoli po lesie myśląc to o mej Max, to o tym co mam zrobić i co ona by zrobiła. Nie możemy zatruwać życia Dr Martinez przez cały czas. Jednak bardzo ją polubiliśmy. Wiele dla nas zrobiła, i przed i po śmierci swojej córki. Byliśmy dla niej jak jej własne dzieci. Czasami nawet się tak czuliśmy, szczególnie młodsi. Ostatnio słyszałem jak Angela powiedziała do niej "mamo". Gdy dotarło to do moich uszu krajało mi się serce. Naprawdę ją pokochaliśmy tak samo jak jej drugą córkę Ellę. Od pogrzebu stały się częścią naszego stada. Jego się nie zostawia. Ale pozostać też nie możemy. Gdy tu jesteśmy grozi im niebezpieczeństwo. Ja i pewnie reszta mojego przybranego rodzeństwa nie chcielibyśmy by coś im się stało. Postanowiłem, że wyruszymy w podróż po Ameryce by znaleźć spokojne miejsce i tam się zalokować.


Postanowiłem się chwilkę odprężyć. Rozłożyłem moje czarne, połyskujące skrzydła i uniosłem się nad drzewami. Poczułem jak wiatr muska moją twarz i pióra. Leciałem. Niestety sam. Bez niej. Bez Max. Nie było jej tu, ale miałem ją w sercu i nie zamierzam jej się tak szybko pozbywać. Spojrzałem na dół i zobaczyłem "nasz" dom. Dalej był cmentarz i jeden grób, który zwrócił na mnie szczególną uwagę. Podleciałem  i uklęknąłem przed nim na ziemi. Wyciągnąłem z pod bluzy kwiat. Żółtego goździka. Położyłem go na nagrobku. Zacząłem myśleć. Przypominałem sobie wszystkie nasze pocałunki, sprzeczki, posiłki, warty, jej jasne włosy, piękny uśmiech i spojrzenie, którym tylko mnie darzyła. Próbowałem być silny jak ona. Poległa za nas. Za nasze stado. Za mnie. Ale jak można być silnym, gdy twoja najbliższa osoba umarła? Pamiętam jak dziś, gdy podszedłem do Jeda i zacząłem na niego wrzeszczeć i go szarpać mówiąc "Przywróć jej życie! Zrobiłeś to z Arim, to dlaczego nie możesz z nią?! Jed jesteś jedyną nadzieją! Przywróć jej życie! Przywróć mi moją Max! Jed proszę..." mówiłem płacząc, a bardzo trudno doprowadzić mnie do płaczu. Jed ciągle odpowiadał, że już za późno, ale ja nie chciałem w to uwierzyć. Pamiętam nasz pierwszy pocałunek. To było coś takiego, że... Nie potrafię opisać tego słowami. Był on spontaniczny, ale zarazem czuły. Walczyłem w tedy z Arim, przyrodnim bratem Max (on też nie żyje; był synem Jeda). Walka toczyła się na śmierć i życie. Zostałem poraniony. Max strasznie się martwiła. Wołała "Kieł powiedz coś! Kieł obudź się! Kieł! Kieł!". Kiedy w końcu się odezwałem ona pochyliła się nade mną i musnęła swoje wargi o moje. Później się na nią patrzyłem przez dobry tydzień, myśląc czy ona czuje to samo co ja do niej. Albo pamiętam jak polecieliśmy szukać schronienia dla naszego stada. Było już późno, więc ulokowaliśmy się w jaskini na skale. Widziałem, że jest zestresowana, więc usiadłem koło niej i zacząłem masować jej plecy. Rozmawialiśmy chwilkę, a potem nie mogłem się opanować i ją pocałowałem. Ona odwzajemniła go. Miałem w tedy nadzieję, że mnie kocha, że będziemy razem. Jednak kiedy chciałem pocałować ją drugi raz wybiegła i poleciała. Przez całą noc myślałem o niej i o tym, że chciałbym by ze mną w tedy była. Pamiętam jak Dr Martinez wyciągnęła z jej ramienia chip. Trzymałem ją za rękę i cieszyłem się, że ona też chciała ją trzymać. Powiedziała podczas tego, że mnie kocha i miałem już nadzieję. Jednak później powiedziała, że to przez to co jej Dr Martinez podała. Chciałem by to była prawda i non stop mówiłem do niej "Max mnie kocha! Kooooochasz mnie! Tralalalala!", a ją to tak wkurzało. Jednak na tej operacji martwiłem się. Chciałem, by się nie bała. Chciałem być przy niej. Cieszyłem się, że ona chciała właśnie mojej obecności.
Po chwili myślenia wstałem z ziemi. Powiedziałem
- Kocham Cię Max i nigdy nie przestanę. Pamiętasz te słowa? Powiedziałem je tydzień po tym jak postanowiliśmy spróbować być razem. Byłem w tedy taki szczęśliwy. Teraz Cię straciłem. Czemu musiałaś to zrobić? Nie mogłaś ze mną zerwać po tej walce? W tedy tylko byś nie była przy mnie, a tak... Umarłaś i już nie mogę się na ciebie spojrzeć, przytulić, pocałować. Brakuje mi ciebie, i nie tylko mnie. Całe stado tęskni, Total też. A Ella i twoja mama, szkoda gadać. Nie mogą tego zrozumieć tak jak ja. Nie będę już dłużej gadał. Wiedz, że cię kocham i tak szybko nie zapomnę. Jutro przyjdę. Do zobaczenia.
Po ostatnich słowach wzleciałem w górę. Pokierowałem się do domu. Stanąłem przed drzwiami, a tam Total radośnie merdał swoim czarnym ogonkiem. Czasami się zastanawiam jak on może być zawsze szczęśliwy? No nie ważne. Schyliłem się i pogłaskałem go po główce.
- Gdzie byłeś Kieł? - odezwał się.
- A gdzie ja mogłem być? Wiem, na Hawajach i zabawiałem się z laskami w bikini - odpowiedziałem sarkastycznie.
- No weź. Nie bądź taki - powiedział i zrobil minkę zbitego szczeniaczka.
- Total, przecierz wiadomo, że Kieł był w lesie, a potem na cmentarzu, jak zawsze - powiedział z ironią (lub przynajmniej tak mi się wydawało) Iggy, który się znalazł za mną nie wiadomo z kąd.
- Ja tak łatwo nie zapomnę - powiedziałem z pogardą na odzywkę Iggy'ego, po czym odszedłem w głąb domu.
Usiadłem cicho na kanapie i skuliłem się w jej rogu. Nagle obok mnie pojawiła się Angela. Przytuliła się do mnie, a ja objąłem ją moim ramieniem. Czasami się zastanawiam, jak taka mała sześciolatka potrafi zrozumieć moje problemy i pocieszyć. To jest bardzo dziwne.
- Kieł. Może rozumiem ciebie i resztę, bo potrafię czytać w myślach?
- Masz rację. To było oczywiste. Ale i tak ci dziękuję.
- My wszyscy cierpimy. Brakuje nam jej tak samo jak tobie - usłyszałem głos Dr Martinez.
Podeszła do nas i usiadła koło Angeli. Cieszę się, że ją mamy. Nie wiem co bym bez niej zrobił. Jest dla nas jak matka, albo nawet i więcej. Ona potrafi pocieszyć, wysłuchać, przytulić, uśpić, porozmawiać, przygotować jedzenie i wiele innych rzeczy, które dla naszego stada jest ważne. Nagle do domu weszła Ella ze szkoły. Pamiętam jak nasze stado chodziło do szkoły. Grrr... Chciałabym już o tym zapomnieć. Mieszkaliśmy u pewnej agentki FBI - Anne, która potem okazała się być fartuchem. Chodziliśmy na jakieś głupawe zajęcia i lekcje, które jak dla mnie do życia nie są potrzebne, przynajmniej do mojego. Po co komu znajomość jak się oblicza masę atomów, albo znajomość języka, którego używa jeden albo dwa kraje. No nie ważne. I tak minęły trzy miesiące. Pierwszego dnia poznałem taką rudą dziewczynę. Od razu się na mnie rzuciła. Chyba wydawało jej się potem, że jestem jej chłopakiem. No cóż nigdy nie zrozumiem dziewczyn, no przynajmniej reszty dziewczyn. Max była jedyną dziewczyną, którą rozumiałem. Widziałem zazdrość w jej oczach. Zazdrość w pięknych oczach jasnowłosej dziewczyny. Już miałem nadzieję, kiedy ona poznała tego całego Sama. Dobrze, że gdy była ta afera, że nauczyciele to fartuchy, to on proponował nam "schronienie" przez co Max myślała, że to Likwidator. No dobra koniec tych wspomnień. Jak tylko Ella weszła do domu jej mama powiedziała
- Kochanie, zawołaj resztę na obiad - po czym wstała z kanapy, na której siedzieliśmy.
Dziewczyna posłusznie wykonała polecenie i zaraz w salonie pojawiła się reszta towarzystwa. Usiedliśmy przy stole. Jak zawsze jedno miejsce było puste. Nakryte dziewięć miejsc, ale przy jednym już nikt nie usiądzie. Już ja tego dopilnuję. Dr Martinez postawiła na środku stołu garnek z ziemniakami i miskę z kalafiorem. Oczywiście zrobiła dwa razy więcej, bo my jesteśmy non stop głodni. Dostaliśmy jeszcze po trzy jajka sadzone i jedliśmy. Total zasiadł przy stole, ale nie dostał tego co my. Otrzymał on karkówkę z ziemniakami polaną pięknie pachnącym sosem.
- Total. Przygotowałam to specjalnie dla ciebie. Wiem jak nie lubisz warzyw, więc proszę - oznajmiła mama Elli z uśmiechem.
- Dziękuję - odpowiedział piesek.
Dr Martinez zasiadła z nami przy stole i w ciszy, no prawie (Gazik strasznie mlaskał), zjedliśmy posiłek. Dzisiaj była moja kolej na zmywanie, więc zebrałem talerze od wszystkich i udałem się z nimi do kuchni. Włożyłem wszystkie naczynia do zlewu i napuściłem do niego wody. Słyszałem wszystko co się działo poza kuchnią. Ostatnio mam strasznie wyczulony słuch. Bardziej niż kiedykolwiek. Słyszałem jak Ella włącza sobie muzykę na swoim telefonie i podłącza słuchawki. Czy ona naprawdę musi słuchać One Direction? No nie ważne. Iggy usiadł na łóżku i razem z Gazikiem i Totalem zaczęli grę w pokera. Ten pies potrafi grać. Jest w tej grze najlepszy. Angela wzięła swojego misia-aniołka Celestynę i zaczęła z nią rozmawiać. Chyba dostała rybkę, bo było słychać chlupot wody, i że dziewczynka zwracała się do jakiegoś Ambera. Nie rozumiem czemu ona ma aż cztery talenty, a ja nie mam żadnego. Dobra nie będę się użalać nad sobą. Kuks na dworze ćwiczyła skakanie na skakance. Dwadzieścia... Dwadzieścia jeden.. Dwadzieścia dwa... No nie upadła. Na drugim końcu naszego domku Dr Martinez prasowała ubrania. Właśnie prasuje mojego kolejnego T-shirta. Skąd to wiem? Wydają ona specyficzne dźwięki. Nie jak sweter czy koszula. Swetry mają taki szorstki, a koszula taki lekki i gładki. T-shirt ma taką jakby pomiędzy. Ni gładkie ni szorstkie. No nie ważne. Ale ja to wszystko słyszałem. Naraz, a jak chciałem i oddzielnie. Może w końcu ją mam? Moją moc? Jestem tego stu procentowo pewny.Cieszę się z tego powodu, ale szkoda, że nie mogę powiedzieć tego Max. Skończyłam wsłuchiwać się w różne dźwięki, które mnie otaczały i zacząłem myć naczynia. Zamoczyłem ręce w letniej wodzie i pocierałem gąbką o talerz. Kiedy skończyłem tą jakże ciekawą czynność, udałem się do swojego pokoju. Odkąd mieszkamy z Dr Martinez mamy własne pokoje. To jest jeden z wielu plusów mieszkania z mamą Max i jej siostrą.



~*~

Już za niedługo wakacje i słyszałam, że pewna osoba już dziś miała pożegnanie. Chodzi lub chodziła do trzeciej gimnazjum i zaczyna nowa drogę nauki. Mam nadzieję, że Kasia się domyśliła, że chodzi o nią :D. Życzę Ci wszystkiego dobrego :) Byś miała super oceny i wspaniałych nauczycieli :) Dużo znajomych w nowej szkole :) I najważniejsze. Byś nie połamała sobie tam języka :D Pamiętaj, że prezent będzie czekał :)
No dobra. A co do rozdziału mam nadzieję, że się podoba.
Jeszcze jest parę wspomnień, ale powoli akcja będzie się rozkręcać :)
Mam małe pytanko:
Czy chcecie by Kieł ze stadem poszukali nowego miejsca do zamieszkania i mięli więcej niesamowitych przygód?
Piszcie w komentarzach. To jest ważne, bo na tym opiera się mój plan. Czy wyleci, czy nie? To zależy od was. Ja znam mój pomysł, Iggy też go zna i jak dla mnie fajniej by było by poleciał. Ale to już wasza decyzja.
Kończę ględzić :D
Kocham was i mam nadzieję, że się podobało :)

Max

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Prolog

Przepraszam, że tak późno, ale niestety nie miałam czasu :( Mam nadzieję, że wam się spodoba, i że mi wybaczycie.

***

Dlaczego? Dlaczego musiała odejść? Zostawiła mnie samego? Kochałem ją jak jeszcze nikogo nie kochałem. Wiedziała o tym. Też darzyła mnie uczuciem, które odwzajemniałem. Dlaczego to się musiało tak stać. Już nigdy nie zobaczę jej pięknych oczu, wspaniałego uśmiechu i nie poczuję jej słodkich ust, które należały do mnie. Tylko ona mogła wywołać u mnie uśmiech, szczęście i miłość, której nigdy już nie zaznam. Czemu odeszła? Czemu to zrobiła? Chciałem być z nią razem, a ona nie pozwoliła nam na to. Podczas ostatniej walki z Likwidatorami i fartuchami całe stado walczyło zażarcie. Jednak wiedzieliśmy, cała szóstka, że nie mamy już szans. Widziałem Iggy'ego całego we krwi. Walczył dzielnie jednak nieuniknione było to, że będzie zraniony, gdyż nie sądzę, że walka na ślepo jest prosta. Gazownik był otoczony fartuchami z paralizatorami. Został trafiony dwa razy ale się trzymał i próbował unikać strzałów. Angela właśnie kazała myślami jakiemuś Likwidatorowi skoczyć w ścianę. Kuks próbowała jakoś zgubić paru fartuchów. Strasznie się wysilała, jednak oni nadzwyczaj szybko biegali. A Max... Max jak zawsze zażarcie walczyła z grupką Likwidatorów i fartuchów. Była cała zakrwawiona, jednak widziałem, że się stara jak zawsze. Nagle wskazałem jej dłonią niebo. Spojrzała na mnie swoimi słodkimi oczami i wzlecieliśmy razem w górę. Spotkaliśmy się przy świecącym księżycu. Gdy tylko ją dotknąłem nie mogłem się powstrzymać i złączyłem nasze usta w namiętnym, pełnym emocji pocałunku.   
Miałem nadzieję, że za chwilkę walka się zakończy, a my będziemy szczęśliwi razem. Nagle Max mnie lekko odepchnęła. Bardzo się zdziwiłem. Myślałem, że tego chce.
- Co się stało Max?
- Nie mogę już tak żyć. Kocham was. Ciebie kocham. Nie chcę tak. Chcę byście byli bezpieczni. Nie mogę przeżyć tego, że musicie tak żyć. Miałam się wami opiekować po odejściu mojego ojca. Wiem, że Jed nas kochał tak jak rodzinę i nadal nas kocha, ale on nie może. A ja... Jesteście mi najbliżsi i dlatego muszę o was walczyć mimo, że już nie wrócę.
- Ale Max czemu? Nie możesz się poddawać. Jeszcze nic nie jest stracone. Możemy to wygrać!
- Tak, ale wy wygracie. Ja muszę odejść. 
- Nie! Proszę cię! Nie odchodź! Potrzebujemy cię! Ja potrzebuję.
- Kocham cię Kieł. Opiekuj się stadem. Teraz ty dowodzisz. Żegnaj.
Po ostatnich słowach popłakała się. Mi też spłynęła jedna samotna łza po policzku. Pocałowała mnie czule na pożegnanie. Trzymałem ją za rękę, aż nie odleciała do samego środka walki. Rzuciła się na ziemię i krzyknęła do reszty stada.
- Uciekajcie! Lećcie z Kłem! Teraz on dowodzi!
Oni do mnie podlecieli. Iggy w plecaku trzymał Totala, który strasznie się wiercił i za wszelką cenę chciał wiedzieć co się dzieje. Powiedziałem do stada by polecieli wyżej i kierowali się na południowy wschód. Oni minie posłuchali, a ja czekałem jak rozegra się dalej akcja. Walczyła do ostatków sił, ale nie dała im rady. Opadła bezwładna i gdy zrozumieli, że już po wszystkim odeszli. Zleciałem na dół i położyłem ją na moich kolanach. Była cała blada i zimna. Przytuliłem ją do siebie, ale nic nie poczułem. Jej serce przestało bić. Ostatni raz poczułem ją przy sobie. Wyszeptałem ze łzami w oczach
- Kocham cię Maximum.
Ostatni raz poczułem jej usta. Wziąłem ja na ręce i poleciałem ze stadem do doktor Martinez. Jak tylko ją zobaczyła podbiegła do mnie i przytuliła swoją córkę. Kiedy Ella wróciła ze szkoły i zobaczyła co się dzieje zalała się łzami. Rzuciła plecak na ziemię i podbiegła do nas najszybciej jak potrafiła. Przytuliła się do Max i płakała razem z nami. Widziałem twarz członków naszego stada. Kuks, Angela i Gazik płakali przytuleni do siebie. Iggy siedział z twarzą w dłoniach. Próbował być twardy, ale mu nie wychodziło. Ja... Ja miałem na policzku kilka łez. Trzymałem Max, moją Max za jej zimną rękę. Nie potrafiłem zrozumieć czemu się tak dla nas poświęciła, poświęciła dla mnie. Jednak nie mogę cofnąć czasu. Niestety. 
Pogrzeb odbył się trzy dni później. Pochowaliśmy ją na cmentarzu niedaleko domku doktor Martinez. Nie było takiego dnia, kiedy bym tam nie chodził, czasem sam, czasem ze stadem, Ellą i jej mamą. Zawsze kładłem tam żółty goździk. Ulubiony kwiat Max w jej ulubionym kolorze. Przez cały miesiąc, a nawet dłużej chodziliśmy cali na czarno. Nawet Kuks i Angela, które specjalnie poprosiły doktor Martinez, by uszyła lub kupiła im takie stroje.
Już mijają dokładnie trzy miesiące od jej śmierci. Od śmierci mojej szefowej, przybranej siostry całego stada i Elli, córki doktor Martinez i Jeda... Od śmierci mojej ukochanej Maximum.
Siedzę teraz w lesie przy naszym domu. Zamieszkaliśmy z Ellą i jej mamą. Nie mieliśmy się gdzie podziać. Bez Max nie jest tak samo. Ale w każdym razie siedzę i myślę co teraz mam zrobić. Mimo, że Likwidatorzy nas nie atakują to to nie jest koniec. Ja to wiem. Max też gdziekolwiek jest wie, że i tak to nie było ostatnie starcie. 
Nadal nie mogę pogodzić się z jej stratą. Czemu to musiała, być ona? Nie rozumiem...

***

Mamy nadzieję, że się podoba. 
Trochę smutny :'(
To jest początek i nie będzie dalej tak smętnie. No może czasami...
Mamy nadzieję, że będziecie czytać.
Kochamy was <3333

2 KOMENTARZE = 1 ROZDZIAŁ

czwartek, 5 czerwca 2014

Cześć! Witam! Pozdrawiam!

Cześć! Witajcie i wygodnie siadajcie! Dzisiaj sobie siedzę i myślę, że mogę pisać o mojej ulubionej książce. Pewnie nie wszystkim się to spodoba, ale lubię pisać mam już dwa blogi i ten był by trzecim jeżeli się w ogóle uda. Tematem było by życie jednego z głównych bohaterów z serii książek pt. ,,Maximum Ride", a konkretnie był by nim Kieł. Reszta stada też się tam znajdzie z wyjątkiem Max, którą zastąpię kimś innym. Miałam, a raczej nadal mam pomysł na napisanie tego opowiadania. Będzie to opowieść o życiu dzieci-ptaków. Niektóre rzeczy będą zgodne z książką, a inne w ogóle nie będą się z nią zgadzały.

No dobra to tyle na temat mojego opowiadania, a teraz czas coś powiedzieć o mnie.

Jestem Kamila. Mam 14 lat. Mieszkam w Gdańsku (więcej na ten temat nie zdradzę, bo jeszcze mnie znajdziecie :D ). Mam brata, który mnie strasznie wkurza. Chodzę do I klasy gimnazjum ale to chyba można poznać po wieku :D. Interesuję się biologią i chemią. Kocham filmy i książki z wątkami romantycznymi ❤. Uwielbiam fantasy. Kocham pisać. Mam już trzy blogi. Dwa są o bohaterach z serialu ,,Violetta", a ten co czytacie jest trzeci :).

No to chyba wystarczy.

A! Zapomniałabym! Jeżeli chodzi o to kim jestem możecie do mnie mówić MAX. Zmieniam się w nią gdy tylko pomyślę o książce :D.

No teraz jest już koniec.

Życzę wam wysokich lotów.

Max (Kamila) ❤


Ps. Jutro powinien pojawić się prolog :)