DEDYKACJA dla mojej koleżanki Danieli (Angeli). Mam nadzieję mała, że Ci się spodoba :). Jeszcze raz dziękuję Ci za te pyszne lody własnej roboty :D. Do jutra maleńka :)
~*~
Spacerowałem powoli po lesie
myśląc to o mej Max, to o tym co mam zrobić i co ona by zrobiła. Nie możemy
zatruwać życia Dr Martinez przez cały czas. Jednak bardzo ją polubiliśmy. Wiele
dla nas zrobiła, i przed i po śmierci swojej córki. Byliśmy dla niej jak jej
własne dzieci. Czasami nawet się tak czuliśmy, szczególnie młodsi. Ostatnio
słyszałem jak Angela powiedziała do niej "mamo". Gdy dotarło
to do moich uszu krajało mi się serce. Naprawdę ją pokochaliśmy tak samo jak
jej drugą córkę Ellę. Od pogrzebu stały się częścią naszego stada. Jego się nie
zostawia. Ale pozostać też nie możemy. Gdy tu jesteśmy grozi im
niebezpieczeństwo. Ja i pewnie reszta mojego przybranego rodzeństwa nie
chcielibyśmy by coś im się stało. Postanowiłem, że wyruszymy w podróż po
Ameryce by znaleźć spokojne miejsce i tam się zalokować.
Po chwili myślenia wstałem z
ziemi. Powiedziałem
- Kocham Cię Max i nigdy nie
przestanę. Pamiętasz te słowa? Powiedziałem je tydzień po tym jak
postanowiliśmy spróbować być razem. Byłem w tedy taki szczęśliwy. Teraz Cię
straciłem. Czemu musiałaś to zrobić? Nie mogłaś ze mną zerwać po tej walce? W
tedy tylko byś nie była przy mnie, a tak... Umarłaś i już nie mogę się na
ciebie spojrzeć, przytulić, pocałować. Brakuje mi ciebie, i nie tylko mnie.
Całe stado tęskni, Total też. A Ella i twoja mama, szkoda gadać. Nie mogą tego
zrozumieć tak jak ja. Nie będę już dłużej gadał. Wiedz, że cię kocham i tak
szybko nie zapomnę. Jutro przyjdę. Do zobaczenia.
Po ostatnich słowach
wzleciałem w górę. Pokierowałem się do domu. Stanąłem przed drzwiami, a tam
Total radośnie merdał swoim czarnym ogonkiem. Czasami się zastanawiam jak on
może być zawsze szczęśliwy? No nie ważne. Schyliłem się i pogłaskałem go po
główce.
- Gdzie byłeś Kieł? - odezwał
się.
- A gdzie ja mogłem być?
Wiem, na Hawajach i zabawiałem się z laskami w bikini - odpowiedziałem
sarkastycznie.
- No weź. Nie bądź taki -
powiedział i zrobil minkę zbitego szczeniaczka.
- Total, przecierz wiadomo,
że Kieł był w lesie, a potem na cmentarzu, jak zawsze - powiedział z ironią
(lub przynajmniej tak mi się wydawało) Iggy, który się znalazł za mną nie
wiadomo z kąd.
- Ja tak łatwo nie zapomnę -
powiedziałem z pogardą na odzywkę Iggy'ego, po czym odszedłem w głąb domu.
Usiadłem cicho na kanapie i
skuliłem się w jej rogu. Nagle obok mnie pojawiła się Angela. Przytuliła się do
mnie, a ja objąłem ją moim ramieniem. Czasami się zastanawiam, jak taka mała
sześciolatka potrafi zrozumieć moje problemy i pocieszyć. To jest bardzo
dziwne.
- Kieł. Może rozumiem ciebie
i resztę, bo potrafię czytać w myślach?
- Masz rację. To było
oczywiste. Ale i tak ci dziękuję.
- My wszyscy cierpimy.
Brakuje nam jej tak samo jak tobie - usłyszałem głos Dr Martinez.
Podeszła do nas i usiadła
koło Angeli. Cieszę się, że ją mamy. Nie wiem co bym bez niej zrobił. Jest dla
nas jak matka, albo nawet i więcej. Ona potrafi pocieszyć, wysłuchać,
przytulić, uśpić, porozmawiać, przygotować jedzenie i wiele innych rzeczy,
które dla naszego stada jest ważne. Nagle do domu weszła Ella ze szkoły.
Pamiętam jak nasze stado chodziło do szkoły. Grrr... Chciałabym już o tym
zapomnieć. Mieszkaliśmy u pewnej agentki FBI - Anne, która potem okazała się
być fartuchem. Chodziliśmy na jakieś głupawe zajęcia i lekcje, które jak dla mnie
do życia nie są potrzebne, przynajmniej do mojego. Po co komu znajomość jak się
oblicza masę atomów, albo znajomość języka, którego używa jeden albo dwa kraje.
No nie ważne. I tak minęły trzy miesiące. Pierwszego dnia poznałem taką rudą
dziewczynę. Od razu się na mnie rzuciła. Chyba wydawało jej się potem, że
jestem jej chłopakiem. No cóż nigdy nie zrozumiem dziewczyn, no przynajmniej
reszty dziewczyn. Max była jedyną dziewczyną, którą rozumiałem. Widziałem
zazdrość w jej oczach. Zazdrość w pięknych oczach jasnowłosej dziewczyny. Już
miałem nadzieję, kiedy ona poznała tego całego Sama. Dobrze, że gdy była ta
afera, że nauczyciele to fartuchy, to on proponował nam "schronienie"
przez co Max myślała, że to Likwidator. No dobra koniec tych wspomnień. Jak tylko
Ella weszła do domu jej mama powiedziała
- Kochanie, zawołaj resztę na
obiad - po czym wstała z kanapy, na której siedzieliśmy.
Dziewczyna posłusznie
wykonała polecenie i zaraz w salonie pojawiła się reszta towarzystwa.
Usiedliśmy przy stole. Jak zawsze jedno miejsce było puste. Nakryte dziewięć
miejsc, ale przy jednym już nikt nie usiądzie. Już ja tego dopilnuję. Dr
Martinez postawiła na środku stołu garnek z ziemniakami i miskę z kalafiorem.
Oczywiście zrobiła dwa razy więcej, bo my jesteśmy non stop głodni. Dostaliśmy
jeszcze po trzy jajka sadzone i jedliśmy. Total zasiadł przy stole, ale nie
dostał tego co my. Otrzymał on karkówkę z ziemniakami polaną pięknie pachnącym
sosem.
- Total. Przygotowałam to
specjalnie dla ciebie. Wiem jak nie lubisz warzyw, więc proszę - oznajmiła mama
Elli z uśmiechem.
- Dziękuję - odpowiedział
piesek.
Dr Martinez zasiadła z nami
przy stole i w ciszy, no prawie (Gazik strasznie mlaskał), zjedliśmy posiłek.
Dzisiaj była moja kolej na zmywanie, więc zebrałem talerze od wszystkich i
udałem się z nimi do kuchni. Włożyłem wszystkie naczynia do zlewu i napuściłem
do niego wody. Słyszałem wszystko co się działo poza kuchnią. Ostatnio mam
strasznie wyczulony słuch. Bardziej niż kiedykolwiek. Słyszałem jak Ella włącza
sobie muzykę na swoim telefonie i podłącza słuchawki. Czy ona naprawdę musi
słuchać One Direction? No nie ważne. Iggy usiadł na łóżku i razem z Gazikiem i
Totalem zaczęli grę w pokera. Ten pies potrafi grać. Jest w tej grze najlepszy.
Angela wzięła swojego misia-aniołka Celestynę i zaczęła z nią rozmawiać. Chyba
dostała rybkę, bo było słychać chlupot wody, i że dziewczynka zwracała się do
jakiegoś Ambera. Nie rozumiem czemu ona ma aż cztery talenty, a ja nie mam
żadnego. Dobra nie będę się użalać nad sobą. Kuks na dworze ćwiczyła skakanie
na skakance. Dwadzieścia... Dwadzieścia jeden.. Dwadzieścia dwa... No nie
upadła. Na drugim końcu naszego domku Dr Martinez prasowała ubrania. Właśnie
prasuje mojego kolejnego T-shirta. Skąd to wiem? Wydają ona specyficzne
dźwięki. Nie jak sweter czy koszula. Swetry mają taki szorstki, a koszula taki
lekki i gładki. T-shirt ma taką jakby pomiędzy. Ni gładkie ni szorstkie. No nie
ważne. Ale ja to wszystko słyszałem. Naraz, a jak chciałem i oddzielnie. Może w
końcu ją mam? Moją moc? Jestem tego stu procentowo pewny.Cieszę się z tego
powodu, ale szkoda, że nie mogę powiedzieć tego Max. Skończyłam wsłuchiwać się
w różne dźwięki, które mnie otaczały i zacząłem myć naczynia. Zamoczyłem ręce w
letniej wodzie i pocierałem gąbką o talerz. Kiedy skończyłem tą jakże ciekawą
czynność, udałem się do swojego pokoju. Odkąd mieszkamy z Dr Martinez mamy
własne pokoje. To jest jeden z wielu plusów mieszkania z mamą Max i jej
siostrą.
~*~
Już za niedługo wakacje i słyszałam, że pewna osoba już dziś miała pożegnanie. Chodzi lub chodziła do trzeciej gimnazjum i zaczyna nowa drogę nauki. Mam nadzieję, że Kasia się domyśliła, że chodzi o nią :D. Życzę Ci wszystkiego dobrego :) Byś miała super oceny i wspaniałych nauczycieli :) Dużo znajomych w nowej szkole :) I najważniejsze. Byś nie połamała sobie tam języka :D Pamiętaj, że prezent będzie czekał :)
No dobra. A co do rozdziału mam nadzieję, że się podoba.
Jeszcze jest parę wspomnień, ale powoli akcja będzie się rozkręcać :)
Mam małe pytanko:
Jeszcze jest parę wspomnień, ale powoli akcja będzie się rozkręcać :)
Mam małe pytanko:
Czy chcecie by Kieł ze stadem poszukali nowego miejsca do zamieszkania i mięli więcej niesamowitych przygód?
Piszcie w komentarzach. To jest ważne, bo na tym opiera się mój plan. Czy wyleci, czy nie? To zależy od was. Ja znam mój pomysł, Iggy też go zna i jak dla mnie fajniej by było by poleciał. Ale to już wasza decyzja.
Kończę ględzić :D
Kocham was i mam nadzieję, że się podobało :)
Max
Max